Gdy przychodzi moment wyboru uczelni, często sami nie wiemy, jak bardzo kierują nami stereotypy, a nie rzeczywista analiza sytuacji. Odruchowo dzisiejsi rodzice polecają przyszłym studentom uczelnię, którą sami skończyli, uczelnię, która jest modna lub określana jako prestiżowa, uczelnię, która wydaje się bezpieczna. Wspominałam już o pewnych mitach edukacyjnych; ponieważ na ostateczna decyzję dotyczącą studiów pozostało już niewiele czasu, warto do nich jeszcze powrócić, a do tego zwrócić uwagę na kilka istotnych kwestii, które sprawiają, że rodzice dzisiejszego maturzysty zauważają najczęściej tylko ułamek bogatej oferty wyższego kształcenia w Szczecinie: za jedyne uczelnie uważają Uniwersytet Szczeciński i Zachodniopomorski Uniwersytet Techniczny, a za jedyną słuszną formę studiów – studia stacjonarne.
UCZELNIA „W SPADKU” TO NIEKONIECZNIE NACZELNY SPADEK
Polecanie tej samej uczelni, którą się kończyło, lub uczelni podobnej wydaje się dość uzasadnione – więc raczej oczywiste, że będzie się zarazem polecało system, który samemu się poznało: uczelnię publiczną. Problem w tym, że rodzice dzisiejszych maturzystów kończyli studia mniej więcej dwadzieścia lat temu – a dwadzieścia lat temu rynek uczelni niepublicznych stawiał dopiero pierwsze kroki. Nie dziwi mnie, że rodzic woli polecać uczelnię lub system, który sam zna; w praktyce jednak może nieść to za sobą więcej wad niż zalet, bo polecacie Waszym maturzystom wybory, które pasowały do Waszego osiemnastoletniego świata, a nie ich rzeczywistości z roku 2020.
Uczelnie niepubliczne, o których dziś może myśleć Wasz maturzysta, to zupełnie inny świat niż uczelnie niepubliczne z Waszych czasów. Te kwestie, których się obawiacie – legendarne „kupowanie dyplomów”, kiepski poziom zajęć, kierunki w rodzaju „magister niczego i jeszcze paru nieokreślonych dziedzin” – jeżeli nawet kiedyś gdzieś występowały, dziś już zwyczajnie wystąpić nie zdołają. Zmieniło się i nadal zmienia polskie myślenie o płatnej wyższej edukacji. Dziś student, który płaci za studia, podchodzi do tego jak każdy klient: oczekuje wykonania usługi, i to wykonania jej jak najlepiej; jednocześnie zaś ma świadomość, że płaci za wykonanie usługi, a nie za efekt, który sam ma osiągnąć. Otrzyma usługę edukacyjną – ale żeby wynieść z niej coś więcej niż chwilowy status studenta, musi się uczyć, przygotowywać do egzaminów i zaliczeń, poszerzać swoją wiedzę i umiejętności. Jednocześnie jako klient (z punktu widzenia rynku usług) ma większe prawo do wymagania:
do wymagania dobrej jakości zajęć (pamiętacie niektórych swoich wykładowców z uczelni publicznych, rok po roku odczytujących zajęciach te same skrypty własnego autorstwa?);
do domagania się pełnego wykorzystania czasu zajęć (pamiętacie słynne pierwsze zajęcia z niemal każdego przedmiotu na uczelni publicznej – to zajmujące maksymalnie kwadrans „oto moje nazwisko, oto plan zajęć, oto moje wymagania, a teraz mogą państwo iść”? Zgodnie z planem odbyły się dwugodzinne zajęcia pod tytułem „Wprowadzenie do zajęć”, a grupa przez kolejną godzinę edukowała się w bufecie ze smaków kawy);
do oczekiwania kulturalnego, życzliwego traktowania przez administrację (pamiętacie w niektórych dziekanatach uczelni publicznych te niezadowolone miny pracowników, gdy pojawiał się student i czegoś chciał, a do tego jeszcze – potrzebował pomocy?).
MODA I PRESTIŻ SĄ ULOTNE
Co roku w różnorodnego rodzaju rankingach powtarzają się zestawienia najmodniejszych i najbardziej prestiżowych uczelni w Polsce. Na tych listach prym wiodą uczelnie publiczne (nic dziwnego, bo są z reguły większe niż uczelnie niepubliczne, dostają spore dofinansowania z ministerstwa na rozmaite działania, są też mocniej osadzone w historii edukacji wyższej w naszym kraju). Dodatkowo określenie „modna” wiąże się nieraz z kierunkami, na które akurat w danym roku jest boom. „Boom na kierunek” to jednak rzecz niebezpieczna, bo im większy boom, tym szybsze prawdopodobieństwo nasycenia rynku, warto mieć to na uwadze.
Natomiast co do samej mody i prestiżu uczelni – to ładnie wygląda, gdy się udostępnia na Facebooku zdjęcia z serii „moje dziecko studiuje na takiej ważnej uczelni”. Jednakże w praktyce tym, co najbardziej liczy się dla przyszłego pracodawcy, wcale nie jest dyplom. W czasie rozmów z osobami zatrudniającymi pracowników – rozmów, które sama odbyłam lub odbyli moim znajomi – jeszcze nigdy nie padło stwierdzenie w rodzaju: „zatrudnijmy ją, bo kończyła taką znaną uczelnię” albo „on ma większe szanse, bo studiuje na uczelni, która jest w pierwszej dziesiątce rankingu tych najlepszych”, ani nawet „ona jest po studiach stacjonarnych, więc będzie lepszym pracownikiem”. Pracodawcy patrzą na inne elementy: ogólne doświadczenie zawodowe (do tego jeszcze wrócimy), praktyki, zdobyte dodatkowe umiejętności czy kwalifikacje oraz poziom przygotowania do danej pracy. Przy temacie przygotowania do danej pracy warto zatrzymać się chwilę dłużej: tutaj z reguły praktyczny profil kształcenia (charakterystyczny dla większości szkół niepublicznych) wygrywa z profilem akademickim (typowym dla większości uczelni publicznych), a studia zaoczne (oznaczające, że ktoś najpewniej w trakcie nauki również pracował) wygrywają ze studiami dziennymi (oznaczającymi z reguły brak doświadczeń zawodowych). Jeżeli obecny maturzysta nie myśli sam o karierze akademickiej – to profil praktyczny może być dla niego znacznie lepszym biletem do kariery zawodowej.
Prestiż i moda zmieniają się co roku, nie oznaczają automatycznie ukończenia studiów, po których będzie się dobrze przygotowanym do pracy zawodowej ani nie gwarantują pierwszeństwa wyboru podczas walki jednego CV z innymi zgromadzonymi na biurku rekrutera. Studia to nie metka projektanta, która ma zaspokoić próżność nastoletniej szafiarki; studia to inwestycja w przyszłość zawodową, a kto by chciał na rzecz swojej przyszłości inwestować w metkę?
STUDIA ZAOCZNE SĄ BEZPIECZNE!
Uczelnie publiczne wydają się dzisiejszym rodzicom bezpieczne – ale co rozumieć przez „bezpieczne”? To, że prowadzą studia, do których mają uprawnienia? Uczelnie niepubliczne robią tak samo – żadna uczelnia nie powinna kształcić bez uprawnień do danego kierunku, Polska Komisja Akredytacyjna surowo weryfikuje jakość kształcenia na każdej uczelni, publicznej czy prywatnej, a uprawnienia do obecnych kierunków łatwo sprawdzić.
Może więc chodzi o to, że uczelnia publiczna jest „bezpieczna”, bo bezpłatna? Owszem, studia dzienne są bezpłatne. To sprawia, że rodzice najczęściej zachęcają świeżo upieczonych maturzystów do wybrania uczelni publicznej i tak zwanych studiów dziennych.
Czy to jednak naprawdę zapewnia dzisiejszemu studentowi bezpieczeństwo? Wspominałam o pracodawcach przyglądających się doświadczeniu zawodowemu kandydatów. Oczywiście, nikt nie oczekuje, że dwudziestoparoletni absolwent będzie miał po kilku latach studiów bogate doświadczenie branżowe; ale niech ma za sobą choćby takie doświadczenia, jak praca w handlu – to już oznacza, że zna pewne zasady obowiązujące w niemal każdym zakładzie, potrafi działań samodzielnie i w zespole różnych ludzi. Taki kandydat jest atrakcyjniejszy dla pracodawcy. Niekiedy zaś dzieje się tak, jak u części naszych studentów informatyki: po pierwszym, drugim roku studiów potrafią oni znaleźć zatrudnienie u swoich byłych wykładowców lub w firmach, w których dopiero co zrobili praktyki.
Bądźmy szczerzy: dziś nikt nie ma gwarancji, że zaraz po studiach znajdzie pracę, zwłaszcza pracę związaną ze studiowanym kierunkiem. Absolwent studiów stacjonarnych może po otrzymaniu dyplomu stwierdzić z przerażeniem, że czeka go parę tygodni, miesięcy lub nawet rok czy dwa lata szukania pracy, zdobywania pierwszych doświadczeń zawodowych, jednym słowem – pod pewnym względem musi zaczynać zupełnie od początku. Absolwent uczelni niepublicznej, studiów zaocznych, z reguły jednocześnie pracuje i studiuje. Co to oznacza? Popatrzmy:
student uczelni niepublicznej, na studiach zaocznych, w czasie swoich studiów ma już jakąś pracę; to oznacza, że gdy skończy studia i nie będzie mógł znaleźć zatrudnienia w studiowanej branży, ma zawsze zaplecze w postaci dotychczasowej pracy;
student ten już na wstępie pokazuje przyszłemu pracodawcy swoją umiejętność wywiązywania się z różnych zadań, łączenia rozmaitych wyzwań – przecież przez kilka lat łączył obowiązki zawodowe z obowiązkami studenckimi;
na rozmowach rekrutacyjnych rozmawia z innej pozycji, w tym między innymi inaczej rozmawia o pieniądzach: po pierwsze, jeśli proponowana stawka mu się nie spodoba, może nie przyjąć oferty – przecież ma już pracę, będzie szukał dalej; po drugie, ma już doświadczenie zawodowe, a to jest konkretny argument przemawiający za tym, by oczekiwać wyższego wynagrodzenia niż ktoś, kto w CV poza ukończeniem studiów nic ma żadnego innego zapisu.
Czy te dwa punkty nie są lepszą gwarancją bezpieczeństwa i większych szans w przyszłym życiu zawodowym niż stereotyp bezpiecznych studiów stacjonarnych na uczelni publicznej? Sami się zastanówcie.
Gdy więc będziecie rozmawiać ze swoimi maturzystami o wyborze uczelni, uwolnijcie się od swoich stereotypów edukacyjnych – Wasze dzieci tylko na tym skorzystają. Pokażcie im, że Szczecin to nie tylko US i ZUT, to nie tylko studia stacjonarne. Przyjrzyjcie się wspólnie propozycjom, jakie można znaleźć na uczelniach niepublicznych, i zachęćcie swojego maturzystę, by w ramach dbania o swoje bezpieczeństwo, o swoją przyszłość, spróbował już teraz połączyć te dwie przestrzenie: studia i pracę zawodową. Jeśli jesteście w stanie wspierać go finansowo, to świetnie – ale Waszego finansowego wsparcia nie wpisze sobie do CV; natomiast pracę, choćby na część etatu, choćby i dorywczą, może dodać do rubryki „doświadczenie zawodowe” i wieku dwudziestu trzech, dwudziestu czterech lat poza dyplomem mieć w ręku jakieś zaplecze praktycznych działań zarobkowych.
Pomyślcie o tym, co zyskuje Wasze dziecko – Wasza maturzystka, Wasz maturzysta – gdy wybiera uczelnię niepubliczną: wybiera studia o profilu praktycznym. Dla przykładu tak to właśnie wygląda w Collegium Balticum, które wszystkie kierunki: informatykę, pedagogikę, bezpieczeństwo wewnętrzne, pedagogikę przedszkolną i wczesnoszkolną oraz dietetykę, prowadzi właśnie, tylko i wyłącznie, na profilu praktycznym. Co to oznacza właśnie… w praktyce? To oznacza, że student zyskuje potrzebną wiedzę teoretyczną, natomiast nacisk kładziony jest na rozwijanie praktycznych umiejętności, różnych kompetencji i kwalifikacji, udział w zajęciach warsztatowych, laboratoryjnych, zdobywanie jak najwięcej narzędzi, które pozwolą świetnie się odnaleźć w życiu zawodowym. Poniżej krótki film promujący Szczecińską Szkołę Wyższą Collegium Balticum, która już od ponad 20 lat jest ukierunkowana na sukces zawodowy studenta.
WYPRAWKA DLA MATURZYSTY
Wybierając studia zaoczne – zyskuje szansę połączenia nauki z edukacją. Dla osiemnasto-, dziewiętnastolatków wkraczających w dorosłość w 2020 roku, taki „pakiet przyszłościowy” – praktyczne wykształcenie i doświadczenie zawodowe zdobywane jednocześnie z wiedzą i umiejętnościami na studiach – to najlepsza wyprawka na dorosłe życie.
W związku z tą wyprawką, w którą pewnie chcielibyście wyposażyć swoje (już niemal dorosłe) dziecko, mamy dla Was wspomnianą niespodziankę: kod zniżkowy, który Wasz maturzysta może wykorzystać przy wyborze któregoś dowolnego studiów na naszej uczelni: dietetyki, informatyki, pedagogiki lub bezpieczeństwa wewnętrznego pierwszego stopnia (trzy lata studiów, zakończone tytułem licencjata lub inżyniera) albo pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej (pięcioletnie studia jednolite, zakończone tytułem magistra). Jak zdobyć taki kod? To proste: wpiszcie poniżej swój adres mailowy. Możecie też otrzymywać od nas przydatne poradniki, informacje o najnowszych ofertach i wydarzeniach w Collegium Balticum, warsztatach dla maturzystów i dodatkowych kursach dla studentów i dorosłych.
Zainteresowani? No to wpiszcie swój mail – Wasze dziecko zasługuje na kod zniżkowy na dobre, praktyczne i przyszłościowe studia!
Błąd: Brak formularza kontaktowego.