Sesja za progiem, z lekka i jeszcze nieśmiało stuka do drzwi. Dobrze, że stuka, bo kiedyś nastanie taki czas, że będzie cisza. I nie dlatego, że ją zaliczycie, lecz dlatego, że nadejdzie taki moment, który może przypominać lockdown, tylko bez obecności wirusa. A co to za moment? Delikatnie mówiąc, to stan częściowej lub całkowitej hibernacji aktywności zawodowej.
Rozumiem, że w Waszym wieku to czas odległy, prawie nieistniejący. Chociaż część z Was prawdopodobnie już by chciała odpocząć, byle tylko za to dobrze płacili. Ale moment całkowitego odpoczynku nie nastąpi nigdy – bo umysł bez przerwy musi coś realizować, podążać za marzeniami, uczyć się i próbować czegoś nowego, bez względu na wiek. Tylko trzeba mu przygotować odpowiedni program z możliwością modyfikacji, w zależności od zmieniających się warunków wewnętrznych i zewnętrznych.
Musimy o to zadbać, aby nie dopuścić do zamknięcia się w pozycji onieśmielenia wobec życia, czyli takiego zatrzymania się i nienarzucania nikomu ze swoją obecnością. To jeden z głównych i podstawowych błędów, najczęściej popełniany przy wycofaniu się z codziennej aktywność. To rodzaj oczekiwania, że ktoś do nas zapuka, zadzwoni czy się o nas upomni. Czasem się tak zdarza, ale rzadko. Trzeba więc zadbać o „czerwony dywan”, po którym od czasu do czasu będziemy kroczyć albo się przechadzać, w zależności od potrzeb, sytuacji i naszych celów. Ale ów „dywan” musi być ze wszystkich stron bardzo dobrze otoczony, czyli musimy mieć odbiorców naszych działań, naszej produkcji – tych wszystkich, którzy wciąż są zainteresowani tym, co im oferujemy, w jakiej formie, jak szybko, jak często i za ile.
Zastanawiam się, dlaczego uniwersytety trzeciego wieku wdrażają program (nazwijmy to) w „jedną stronę”. My czegoś uczymy seniorów, a dlaczego oni nas – nie? Z wielką przyjemnością i ciekawością wysłuchałabym opowieści o wydarzeniach z życia tych osób: w jakich byli kolizjach, na jakich życiowych zakrętach, co im wyszło (dzięki jakim umiejętnościom, jakiej strategii), co by zmienili, na czym skupili większą uwagę, a co pozostawiliby takim, jakie jest? Przemijanie trzeba zamienić w fun i show! Bo jeśli tego nie zrobimy, to wpadniemy w rozpacz przemijania.
Żaden etap życia nie może być tego pozbawiony, bo miniemy się z własnym stanem szczęśliwości. Zmiana aktywności, związana z wiekiem, nie wiąże się ze spowolnieniem, ubytkiem witalności ani atrakcyjności w szerokim kontekście. To ten fragment życia, który od każdego wcześniejszego etapu rozwoju różni się tym, że dominują w nim takie cechy, jak mądrość, wyrozumiałość, pobłażanie, brak potrzeby oceniania, równowaga emocjonalna, dystans i często humor. To nie cząstka życia, w której przeważają szare albo nijakie kolorystycznie ubrania, nieruchomy szklany wzrok oraz bezruch. To stereotypy myślenia i doświadczania tego okresu życia.
Pamiętam, jak o tym mówiłam na jednym z wykładów i ktoś ze studentów zaoponował; stwierdził, że „starość” w malarskich arcydziełach „zawsze” jest mroczna, przygnębiająca i pomarszczona. Gdyby nie użył pojęć „starość” i „zawsze”, to bym mu odpuściła. Ale…
– A jakie konkretnie dzieła ma Pan na myśli ? – zapytałam.
– Na przykład płótno Rembrandta: „Uczony przy pulpicie” albo „ Staruszka w okularach”.
– O ile z aranżacją „Staruszki…” się zgadzam, to z „Uczonym…” już nie! To był XVII wiek! Nie mógł uwiecznić młodzieńca, bo jego twarz nie byłaby doświadczona mądrością, ani też namalować zamiast księgi i gęsiego pióra – komórki i laptopa, z wizerunkiem Marylin Monroe na ścianie, uwiecznionej w stylu Andy’ego Warhola. Ale, jak sam pan zauważył, z twarzy uczonego, dotkniętego jesienią życia, przebija głębia mądrości, co potwierdza fakt, na który zwróciłam uwagę: przemijanie obliguje do magazynowania wiedzy i doświadczenia, po które mamy obowiązek sięgać. A co się dzieje, gdy tego nie robimy? Póki problem nas nie dotyczy, to go ignorujemy, a kiedy zaczyna powoli dotyczyć, to zaklinamy, że z nami będzie inaczej i zanim się obejrzymy – możemy doświadczyć starości, zakleszczonej w samotności i rozgoryczeniu.
Czy możemy temu jakoś zapobiec, ominąć, nie dopuścić, aby czas nas zmienił: pomarszczył, wykoślawił i do wielu rzeczy zniechęcił? Oczywiście, że możemy. Wystarczy tylko utrzymywać stały kurs na great party! Czyli – nie osiąść w głębokim stanie wielokrotnego przygnębienia. Oto, co trzeba zrobić!
Po pierwsze: musimy się sobie przypodobać oraz mieć świadomość tego, co w sobie cenimy i lubimy najbardziej. Po drugie: mówić o sobie tylko to, co sami chcemy, żeby wiedzieli o nas inni. I po trzecie: sporządzić ze sobą umowę, że zawsze będziemy o siebie dbali, będziemy sobie przychylni i nie będziemy wyznaczać żadnych kar za brak powodzenia w drodze do celu.
Ale trzeba sobie jeszcze sprawić breloczek z napisem: „Always fun” i zawsze nosić go z kluczami, żeby o tym wszędzie pamiętać i nie zgubić drogi do domu.
O AUTORZE:
Prof. Sławomira Gruszewska
Wykładowca
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum
Biografia