Chociaż w tym „wszystkim” panuje pewna zasada: stroje powinny być zdecydowanie luźne, zwiewne i najlepiej długie do ziemi. A tkaniny? Szyfony, batysty, bawełny, wiskozy, jedwabie; gładkie lub z nadrukowanymi pejzażami, postaciami, kwiatami, ogrodami, bez żadnych ograniczeń. Dopuszczalne są wszystkie barwy, chociaż na ulicach czy plażach tej różnorodności tak bardzo nie widać. Królują również letnie kapelusze z niezwykle dużymi rondami, ale te raczej można spotkać na wybiegu, bo na ulicy to jeszcze nie widziałam – może dlatego, że wielkość tego ronda zdecydowanie ogranicza widoczność. A jeśli do tego dodać okulary przeciwsłoneczne i maseczkę „przeciwpandemiczną”, to o kolizję w ruchu publicznym nie trudno. Prócz tego kapelusze mają jeszcze inne mankamenty: są dość ciężkie i zdecydowanie przytłaczają swoją obszernością każdą ich posiadaczkę. No, ależ czego się nie robi, aby zafascynować otoczenie!
Siedziałyśmy ze stylistką Kasią na tarasie przed domem, sączyłyśmy zimną lemoniadę ze świeżymi liśćmi mięty i wiodłyśmy dyskusję na temat tego, jak się ubieramy, na jakie atuty stawiamy, co kupujemy, czego pragniemy, a co w rzeczy samej nosimy. Spór toczył się dwubiegunowo: czy ubieramy się w typie glamour, czy w jakimś, nazwijmy to, typie pośrednim? W naszej dyskusji doszłyśmy do kilku niezwykle ważnych i niezbędnych ustaleń.
Bezapelacyjnie stwierdziłyśmy, że: strój nie może być formą pocieszenia, tylko formą zaprezentowania tego, co chcemy, żeby inni dostrzegli! Inaczej mówiąc, strój musi pełnić kilka funkcji: powinien (chociaż nie musi) nas wspierać, chronić, ukrywać mankamenty, być dostosowany do miejsca, czasu, pogody i zadań, które mamy w nim wykonać. I tu byłyśmy zgodne: najlepiej założyć dres z kapturem, czapkę z daszkiem i obuwie sportowe typu trampki albo w podobnym stylu. No to mamy odpowiedź, co najczęściej na siebie zakładamy, bo ma być wygodnie i nie zajmować zbyt wiele czasu przy przygotowywaniach do wyjścia, bo doba jest za krótka, aby załatwić wszystko, co zaplanowaliśmy.
Mamy w kolekcji dresy na różne okazje. W całej naszej dyskusji królowały nie tylko dresy; mamy wiele propozycji dla tych, którzy niekoniecznie preferują wygodę bez względu na wszystko, ale też nie zawsze wybierają styl glamour – raczej coś, co jest pomiędzy nimi, ni to boho, ni to vintage, coś indywidualnego, co tworzymy dla siebie i co możemy nazwać roboczo: personal image (wizerunek personalny)
Aby stworzyć personal image, potrzebujemy kilku informacji, które są niezbędne, abyśmy zbudowali dla siebie coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, coś, co wzmocni naszą tożsamość, podkreśli nasze atuty i jednocześnie zainspiruje innych. Najcenniejszymi elementami w procesie tworzenia (czegokolwiek) jest dostrzeżenie i ocena pomysłu, a także jego dostosowywanie do realnych możliwości. Jak się do tego zabrać? Już podpowiadam!
Zaczynamy od określenia i wyczucia przestrzeni. Co to znaczy? Każdy z nas inaczej zagospodarowuje otaczającą go przestrzeń. Jesteśmy głośni albo cisi, dotykamy czegoś, zdejmujemy coś, z większą lub mniejszą ostrożnością, siadamy ciężko na fotelach, kanapach, podbiegamy do czegoś, do kogoś z płynnością gazeli albo truchtem niedźwiedzia etc. To jest właśnie nawyk, z jakim objawiamy siebie w otaczającej nas przestrzeni. Musimy to określić: czy pojawiamy się w niej z łagodną integracją, czy wkraczamy ostro i konkretnie.
Następnym punktem, który musimy rozpoznać, jest nasz strój w ruchu naszego ciała. Chodzi tu o uświadomienie sobie tego, co bardziej nam odpowiada: czy gdy ubranie nas w niczym nas nie ogranicza, nie krępuje ruchów, jest raczej obszerne, prawie płynie za nami – czy raczej odwrotnie, ma przylegać, czasem opinać sylwetkę i tworzyć jakby drugą skórę.
Kolejną rzeczą do ustalenia jest tak zwany komfort stroju. Tego już nie muszę tłumaczyć, bo wiadomo, o co chodzi: czy to, co mamy na sobie, nie wymaga „pilnowania”, czyli cały czas kontrolowania, czy wszystkie detale odzieży są na miejscu, czy nic się nie przesuwa, nie przekrzywia, czy nie odpada.
Następny etap wiąże się z udzieleniem odpowiedzi na pytanie: „Czy to, co mam na sobie, zapewnia mi poczucie elegancji?”. Odpowiedź, oczywiście, powinna być twierdząca.
Dlaczego powyższe etapy, na które zwróciłam Waszą uwagę, są tak ważne i nie można ich ominąć, zignorować i nie uwzględnić? Respektowanie tych kolejnych kroków umożliwia nam skupienie się na własnej odczuwanej przyjemności integrowania się z otaczającym nas światem. A ten stan z kolei wzmacnia naszą empatię, rozbudza szlachetność i gotowość do niesienia pomocy; wzmacnia naszą wewnętrzną siłę i mobilizuje do pokonywania trudności.
Muszę jeszcze coś uzupełnić, a właściwie nieco przestrzec przed tym, z czego nie zdajemy sobie sprawy. Żywot każdego stroju, każdego naszego ubrania jest niezwykle krótki. Coś, co nas fascynowało, urzekało i w czym czuliśmy się niezwykle rewelacyjnie, nie przetrwa próby czasu. Tylko biżuteria ze szlachetnych kruszców jest ponadczasowa. Możemy nosić stroje latami lub sezonowo, ale wciąż się zmieniamy, doroślejemy, dojrzewamy – i to samo powinno się dziać z naszymi ubraniami.
Ale nawet jeśli te ubrania mają nas cieszyć tylko na chwilę, to niech będą doskonałe. Bo jeśli nie będą glamour, to nie znaczy, że będą jak tani Armani – będą Wasze: oryginalne i wzmacniające w Was to, co cenne, piękne i niepowtarzalne, tak jak Wy sami. [aigpl-gallery id=”38169″]
O AUTORZE:
Prof. Sławomira Gruszewska
Wykładowca
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum
Biografia