29/04/2020

Żyjemy w trudnych czasach, temu raczej nikt nie zaprzeczy. Pandemia koronawirusa negatywnie wpływa na naszą pracę, zarobki, normalne życie… i, niestety, na nasze relacje. Możemy jednak o te relacje zadbać! O tym, jak „być z bliskimi w czasach pandemii”, rozmawiam z pedagogiem, terapeutą i mediatorem Markiem Pietrasikiem oraz psychologiem, socjologiem i mediatorem Szymonem Kucharskim.

Barbara Popiel: Zacznijmy od podstawowego pytania, jakie stawiamy sobie na co dzień od kilku tygodni: jak funkcjonować w rzeczywistości, w której teraz żyjemy?

Szymon Kucharski: Wydaje się, że w obecnym kryzysie najlepszym oddziaływaniem psychologicznym czy myśleniem dla człowieka byłoby zwrócenie się do psychologii „tu i teraz” i zastanawianie się, nie dalej niż do wieczora, „co mogę ze sobą zrobić”. Tak naprawdę wszystkie rozmyślania i zastanawianie się, co będzie, często nie są zależne od nas i w ogóle nie mamy na nie żadnego wpływu. Myślenie „czy będę mieć na ZUS” albo „co stanie się z gospodarką” jest myśleniem, które dotyka każdego, ale warto zwrócić się do „tu i teraz” i pytać się: „co mogę zrobić w chwili obecnej, co mogę zrobić do wieczora, by poczuć się lepiej”, zamiast startować daleko, w bardzo odległą przyszłość, którą trudno przewidzieć. Wydaje mi się, że czerpanie z filozofii „mindfulness” to coś, co może ewidentnie wpłynąć na nasz stan. Można się trochę tym ratować, wyciągać z dołków.

Warto mieć na uwadze, że nie jesteśmy w stanie zaplanować więcej niż to, co możemy zrobić koło siebie. Myślenie na ten temat w szerszym kontekście może się okazać dla nas myśleniem bardzo niebezpiecznym, bo mózg nie odróżnia sytuacji wyobrażeniowej od chwili obecnej.

Więc jeśli się nastawię mocno na to, że stracę pracę i nie mam za co zapłacić rachunków, to zamiast śmierci z powodu covid-19 mogę mieć kłopoty zdrowotne z powodu nadciśnienia czy udaru. Warto więc wracać do wielokrotnie wspomnianego już „tu i teraz” i zastanawiać się, co w tym momencie mogę zrobić, żeby poprawić swój stan.

Marek Pietrasik: Zgadzam się z Szymonem. Twierdzę, że powinniśmy się zająć tym, na co mamy wpływ w danej chwili. Nie wiemy do końca, co będzie jutro lub pojutrze, ale wiemy, co będzie dzisiaj. Możemy zdecydować, jak spędzimy dzisiejszy wieczór, jak będziemy rozmawiać, czy pójdziemy na spacer, czy przygotujemy miłą kolację… czy z tego, co się dzieje w naszym życiu teraz, zostanie jakiś ślad, do którego będziemy mogli wrócić wspomnieniem. Potrzebujemy się wyciszyć i cieszyć się z tego, co jest.

Dostrzegam potrzebę budowania relacji, co jest teraz o wiele trudniejsze niż jeszcze kilka tygodni temu, ponieważ jesteśmy całymi rodzinami w domu i wszędzie nas pełno.

Kto ma dzieci w wieku dojrzewania: trzynasto-, piętnastolatki, które mają swoje pokoje, ten wie, że one znikają w pokojach i wydaje nam się, że niby ich nie ma w domu – ale tak naprawdę cały czas „wpadamy” na siebie. Ta nadmierna obecność, przez 24 godziny na dobę, sprawia, że raz jest lepiej, raz jest gorzej. Dlatego warto przede wszystkim próbować dostrzegać drobiazgi, proste rzeczy, na przykład: przygotowanie kolacji, obejrzenie wspólnie filmu, porozmawianie o czymś banalnym. Ma to ogromny wpływ na relacje, aczkolwiek trzeba mieć dużo cierpliwości do samego siebie, ponieważ wyłażą z nas tak zwane „demony”, nasze fałszywe wyobrażenia, oczekiwania nie wiadomo skąd, istne czepialstwo…

SK: Dla wielu rodzin czas kwarantanny oznacza tak naprawdę dodatkowe dziewięć godzin bycia razem: nie chodzą do pracy, spędzają ten czas w domu, nie ma dojazdów. Człowiek może odkryć, że druga osoba jest kimś innym, niż się kreowała po przyjściu do domu parę godzin; wtedy wchodziła w jakieś role, a tutaj widzimy ją w całej okazałości od rana do wieczora, przez cztery tygodnie. No i może się okazać, że nie jest to do końca taka osoba, jaką widzieliśmy dotychczas. Dostałem ostatnio mem z tekstem: „Tak długo siedzimy już z żoną, że zaczęliśmy przerabiać problemy naszych kochanek i kochanków”. Otwartość i szczera komunikacja jest czymś, co wielu parom pomoże, ale na pewno wiele par odkryje, że nie jest sobie pisana. To pozytywny i negatywny aspekt – wszystko zależy od tego, jak do tego podejdą, jak to „przerobią”. Jest to na pewno czas trudny, wymagający od ludzi tego, żeby mówili o swoich potrzebach, emocjach i, przede wszystkim, żeby mieli chęć poznawania siebie nawzajem. Niech gdzieś będzie ta iskierka i przyzwolenie: „No, może jesteś dziwak, ale pokaż mi te swoje wszystkie dziwactwa, może któreś mi się spodoba!”.

BP: Jak ze sobą rozmawiać o emocjach w takiej specyficznej sytuacji, gdy nie ma szansy „uciec od siebie”?

SK: Należy uznać na początek: emocje są moje i są we mnie. Czyli „nikt mi ich nie robi” i nikt nie jest w stanie ich we mnie wyzwolić… JA sam/sama decyduję, że albo się złoszczę, albo się wkurzam, albo mam inną emocję, ale ona jest moja, prywatna.

SK: Gdy to uznam i zaakceptuję, to jest to dobry początek, by dalej z ludźmi komunikować się, bo wtedy mówię: „Ja mam dzisiaj wielkie wku*** na ciebie” i daję przestrzeń, żeby ta druga osoba również mogła powiedzieć: „Ja też mam dzisiaj to wku***”. I ważne jest, co wtedy zrobimy z naszymi „wkur**niami. Czyli, tak naprawdę, dystansujemy się, nazywamy emocję, uznajemy, że ONA jest w nas, ale nie obarczamy za nią winą drugiej strony.

MP: Widzę też dużą możliwość, by wykorzystać dany nam czas na to, aby wreszcie stworzyć właściwe relacje w domu, między ludźmi – dlatego że poznajemy się, tak jak powiedział Szymon, od takiej strony, jakiej dotąd nie znaliśmy i uczymy się do siebie cierpliwości. Jeśli mając świadomość, że emocje są moje, wprowadzimy komunikat „JA” – czyli ja opowiadam o tym, jak się czuję, to nie jest to atak ani oskarżenie. Kiedy wykorzystamy formułę: „gdy tak do mnie mówisz, to mnie to boli, gdy tak się zachowujesz, to ja się czuję nieswojo, czuję się obrażony” i tak dalej – to pojawia się przestrzeń do dialogu, a nie do zamknięcia się. Chociaż niestety bardzo często zamykamy drogę do porozumienia rzuconymi hasłami: „domyśl się”, „jeszcze zobaczysz”, „nie to nie”, „pożałujesz”. Starajmy się mimo wszystko wykorzystywać metodę komunikatu „JA”, która nie jest łatwa, bo można by uznać, że wychodzą nasze słabości, nasze lęki, ale nie jest to prawda, to świadoma forma skutecznej komunikacji.

Niby nie mówimy za wiele o naszych wewnętrznych strachach, ale cały czas słyszymy (a niekiedy sami straszymy), że nie będzie pracy, że nie będzie jedzenia, że „trzeba”, „musimy”, Banalny przykład: przyszedł nowy rachunek za telefon i z naszych ust pada: „O Boże, a dlaczego tak dużo? Teraz tego Internetu idzie więcej, więc rachunek jest wyższy, i prądu idzie więcej…” i tak dalej, i tak dalej. Człowiek wpada w spiralę, nakręca się. To powoduje, że zaczynamy narzekać, a to także jest oznaka lęku.  

Narzekanie jest klęską, bo wytwarza negatywne uczucia – nic więcej…

BP: Czyli narzekanie wcale nie jest takim dobrym sposobem na wyrzucenie z siebie złych emocji i pozbycie się ich?

MP: Nie, narzekanie nie. Lepiej pójść sobie do drugiego pokoju, pogadać z samym sobą, „na swoim poziomie”, i powiedzieć sobie nawet parę trudnych i niecenzuralnych słów, niż uderzyć negatywnymi emocjami w drugą osobę. Dlaczego? Ponieważ jeżeli te same usta mówią: „Kocham cię”, a za chwilę mówią słowa trudne i przykre, to osoba, która to słyszy, po kilku tygodniach czy miesiącach będzie pamiętała tylko te trudne słowa. One zostaną głęboko i na długo.
Są emocje, które powinniśmy rozładowywać, nie raniąc bliskich, dlatego że oni wezmą to bezpośrednio do siebie. Możesz powiedzieć: „Jest mi ciężko, jest  mi przykro, jest mi źle, nie tak się spodziewałem” – wolno. Ale kiedy zaczynam narzekać, tyko narzekać, to tak naprawdę komunikat brzmi: „Jesteś winna”.

SK: Marek, na podstawie tego, co mówisz, wydaje mi się, że wielu ludziom przydałyby się takie elementy terapeutyczne: każda rodzina potrzebuje wsparcia i przestrzeni na rozpacz, żeby każdy mógł powiedzieć o swoich słabościach i żeby te słabości zostały „zrozpaczone”, żeby dać wsparcie każdemu osobnikowi w rodzinie. Często jest tak, że członkowie rodzin chcą pokazać na zewnątrz, jacy są silni i zamiast tą siłą emanować – emanują bardziej agresją: „zamknij się”, „nie rozmawiajmy na ten temat”, „jakoś to będzie”. Myślą, że tak pokazują siłę, a naprawdę to jest rozpacz i często trzeba dać im szansę, by mogli się wypłakać, powiedzieć: „Nie wiem, martwię się, za co zapłacę rachunki, nie wiem, co będzie za rok, nie wiem, czy dziecko pójdzie na studia” – bo tego rzeczywiście nie wiemy.

Powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że mogę nie wiedzieć, mogę błądzić, tak naprawdę nie jestem w stanie zaplanować dalej niż do dwudziestej trzeciej, bo gdy rano wstanę, to nie wiem, czy nie wyjdzie nowe ograniczenie, nowe zarządzenie, czy nie znikną pieniądze z konta. Można mieć mnóstwo fantazji i planów na jutrzejszy dzień, ale tak naprawdę nie wie się, jaki on będzie, więc trzeba dać sobie prawo do tego, żeby zwyczajnie „nie wiedzieć”, prawo, żeby być w tej sytuacji trochę pogubionym i prawo, by z całą rodziną się przytulić i powiedzieć: „No nie wiemy, ale z innych rzeczy wychodziliśmy, więc pewnie wyjdziemy i z tej obronną ręką”.

MP: Poruszyłeś tutaj bardzo ważny aspekt: bliskość. Bliskość i przytulenie to jeden z najlepszych sposobów na leczenie lęku…

SK: No i na podnoszenie odporności…

MP: Tak, odporności psychicznej człowieka. W jednej z naszych rozmów mówiłeś też o tym, jak działa współżycie na odporność organizmu – warto by i o tym porozmawiać.
A bliskość daje poczucie bezpieczeństwa, poczucie, że jesteśmy razem i to jest najważniejsze. Jeśli przekażemy to swoim dzieciom, idą one w świat, wiedząc, że jest zaplecze. I to jest ważne.

SK: Miejmy nadzieję, że za parę lat będziemy mogli sobie powiedzieć takie hasło: „To koronkowa rodzina, czyli taka, która się zna od podszewki, jest ze sobą blisko i ma wszystko przegadane”.

MP: Tak, to jest ważne, ale musimy nauczyć się siebie słuchać, a to nie jest łatwe. Przebywanie ze sobą nawzajem jest trudną sztuką. Zauważcie, gdy ludzie się w sobie zakochują, mogliby wtedy być ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę i jeszcze byłoby im mało. A potem przychodzi – no właśnie, co przychodzi?

BP: Codzienność?

MP: Nie wiem, czy to jest tylko codzienność, czy jakieś poszukiwanie/doszukiwanie się: „nie tak chciałem”. Najpierw było fajnie, a potem „nie tak chciałem”. Ale gdy pytam: „jak chcesz?”, to w odpowiedzi słyszę fantazje: „gdybyś…”, „jak się zmienisz…”, „będziemy szczęśliwi: jak schudniesz, jak będziesz lepiej zarabiał, jak będziesz cierpliwa, jak będziesz to czy tamto”. Takie właśnie slogany, na przykład: „Zmień się” albo „Zrób coś z sobą”, albo „Ogarnij się” oddalają nas, niczego nie budują. A chyba nie o to nam wszystkim chodzi, prawda?

SK: Dlatego ja nawołuję do tego, by kierować się filozofią „tu i teraz”. Znajdźmy pozytywny element: „Jesteś »nieogar«, ale co w tym »nieogarze« jest fajnego?”. Może masz coś fajnie nieogarnięte?

 MP: „Fajnie nieogarnięte” to dobre stwierdzenie! Bo wyobraź sobie, Szymon, że masz drugą stronę – idealną, nie można się do niczego doczepić, a ta osoba zawsze ma rację. Spróbuj z taką osobą żyć… To jest niemożliwe! Chodzi o to, żeby jednak zacząć uczyć się ze sobą być – i teraz to jest taki czas. Niektórzy nazywają to „narodową refleksją”, niektórzy „narodowymi rekolekcjami”, niektórzy jeszcze inaczej. Jeśli to zgubimy, ten czas, który jest teraz, to może się okazać, że to była jedyna szansa, jaką dostaliśmy, żebyśmy umieli siebie zaakceptować.

SK: Biorąc pod uwagę, że filozofia egzystencjalna jest obecnie w niełasce, to koronawirus dodał nam właśnie takiej egzystencjonalności: trochę bardziej się zastanawiamy, po co i skąd jestem, dokąd zmierzam, czego chcę, co po sobie zostawię…

MP: Tak, to prawda. Człowiek musi też się lubić, a tak naprawdę nie ma czasu, by siebie polubić.

Ciąg dalszy nastąpi…

rozmawiali:

mgr Szymon Kucharski, psycholog, socjolog, mediator, doradca zawodowy

Centrum Psychoedukacji: http://centrumpsychoedukacji.pl/

mgr Marek Pietrasik, pedagog, terapeuta, mediator, prezes Fundacji Porozumienia Społecznego i Integracji IMPULS

Fundacja IMPULS: http://mediacje-impuls.pl/

opracowanie wywiadu: dr Barbara Popiel


O AUTORZE:

dr Barbara Popiel

Prorektor ds. jakości kształcenia
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum

Biografia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz również
Skip to content