Proponujemy kilka sposobów zmotywowania dzieci do nauki. Nie są to złote rady, które zadziałają zawsze i u każdego – bo takie rady po prostu nie istnieją. Są to natomiast sposoby, które mogą się okazać przydatne, więc warto wspólnie sprawdzić, co do kogo przemówi.
Plan, czyli podziel słonia
Warto pamiętać, że dla dzieci i często dla nastolatków pierwszą trudnością jest rozplanowanie sobie pracy. Nauka całego działu na sprawdzian z biologii, zrobienie projektu z plastyki, przeczytanie niezbyt ciekawej lektury – to brzmi przytłaczająco. W takim momencie należy dziecku pokazać, że każda duża rzecz składa się z kilku mniejszych rzeczy, a te – z kolejnych, jeszcze mniejszych części. To metoda „jak zjeść słonia” – nie w całości, lecz w kawałkach.
Zacznijcie więc od podzielenia pracy, ustalenia, z jakich części składa się zadanie, co jest na początku, co później, co na samym końcu. Dziecku w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym można to najpierw pokazać krok po kroku, później dzielić wspólnie; starsze dziecko warto naprowadzić odpowiednimi pytaniami, np. „Co ci jest potrzebne na samym początku?”, „Od czego chcesz zacząć?”, „Co powinno poczekać na sam koniec?”.
Pokaż, że każde zadanie to szereg podzadań, a nawet podpodzadań. Dział z biologii składa się z poszczególnych zagadnień. Projekt z plastyki wymaga najpierw wymyślenia tematu, potem – ogólnego pomysłu, potem – pomysłu bardziej szczegółowego, dopiero wtedy kupujemy materiały i rozpoczynamy wycinanie lub klejenie. Gruba książka to ileś stron – ile jest czasu na jej przeczytanie? Ile stron dziennie dziecko da radę przeczytać? Może po każdym rozdziale warto zanotować dwa lub trzy zdania podsumowujące, żeby mieć gotową autorską formę streszczenia?
Podzielenie zadania na kawałki sprawia, że zadanie to przestaje wydawać się tak wielkie, trudne i przytłaczające. Co więcej, każdego dnia można zobaczyć jakiś efekt, bo małe podzadania są wykonywane jedno po drugim. Świadomość, że coś się zrobiło, daje poczucie kontroli i satysfakcję – a te dwa elementy bardzo motywują do dalszej pracy.
Relaks
Pracownik zestresowany wcale nie jest wydajny, tylko… no właśnie, zestresowany. W wielu miejscach pracy pracodawcy i pracownicy są coraz bardziej świadomi tego, że trzeba się umieć relaksować. Ten relaks jest też potrzebny dzieciom! Jeśli mają być zmotywowane do nauki, to nie mogą być przemęczone, zestresowane i spięte. Warto zachęcać dziecko, by się relaksowało przed nauką, po niej, a także w trakcie uczenia się. My nie damy rady pracować osiem godzin bez chwili przerwy – dziecko tym bardziej. Pokazujmy dobre, pomocne sposób relaksowania się pomiędzy kolejnymi etapami nauki. Krótki spacer, smaczna (i zdrowa) przekąska, chwila zabawy, SMS lub rozmowa na Messengerze z przyjaciółmi w przypadku starszego dziecka – czemu nie? Nie traktujmy przerywników w nauce jako zagrożenia albo dowodu, że dziecko „w ogóle się nie uczy”.
Zabawa
Niekiedy nauka stwarza okazję do zabawy, więc warto to wykorzystać. Wystarczy coś prostego: rysowanie przy okazji nauki ortografii, kolorowe mazaki przy zapisywaniu słówek z języka obcego, kalambury przy lekturze. Wskazujmy zabawy, w które dziecko może się bawić samo i w które może się bawić z kimś – na przykład z rodzicem podczas powtarzania materiału. W ten sposób pojawi się dodatkowa motywacja: wspólnie spędzony czas.
Nagrody
Czasem nam się nie chce, to jasne. Czasem jedyne, co sprawia, że dalej robimy swoje, to wizja nagrody. Spokojny, wolny weekend, premia, ciastko i dobry film. Myśl o nagrodzie sprawia, że zaciskamy zęby i robimy swoje. Dlaczego nie pozwolić na to też dzieciom?
Nie mówimy tu, oczywiście, o jakichś formach przekupstwa. Chodzi o zachęcanie do tego, by dzieci same wymyślały lub wynajdywały nagrody za to, co zrobią. Odrobione lekcje w piątek? Nagrodą będzie wolna sobota, czas dla siebie i przyjaciół. Dobrze napisany sprawdzian? Zasłużony wieczór przy grze komputerowej, z ulubionym filmem, z nową książką, czemu nie. Poprawiona jedynka z matematyki? Jasne, że kupienie sobie w nagrodę wymarzonych spodni z kieszonkowego to świetna myśl.
Uczmy zatem dzieci, by same wymyślały, wyszukiwały i wręczały nagrody. Gdy nauczą się wyznaczać sobie własne nagrody, będą chętniej robić to, co do zdobycia tych nagród jest niezbędne.
Pokaż praktyczną korzyść
Pytanie „A po co mi to?” pojawia się często, i u młodszych, i u starszych. Nie złośćmy się o to pytanie, bo jest w gruncie rzeczy zrozumiałe. Nie odpowiadajmy też uproszczonym „Bo tak” albo „Bo z tego będzie sprawdzian”. Wyjaśnienie, że to się przyda w dorosłym życiu, jest dobrym kierunkiem – ale zbyt ogólnym. Pokażmy dziecku praktyczne, konkretne korzyści z nauki danego zagadnienia. Najlepiej, jeśli te korzyści można wykorzystać tu i teraz, na przykład napisać życzenia dla babci (nauka pisania), policzyć klocki, żeby się upewnić, czy któryś się nie zgubił (nauka dodawania i odejmowania), wiedzieć, gdzie teraz znajduje się podróżująca autostopem kuzynka (poznawanie mapy świata). Jeśli trudno znaleźć korzyści dla dziecka w danym momencie, pokażmy na sobie – jak dana wiedza lub umiejętność przydaje się nam. Nie w tym nieokreślonym „dorosłym życiu” – tylko w bardzo określonym tu i teraz mamy, taty, siostry, dziadka.
Daj przykład
Pamiętajmy, że dzieci uczą się przede wszystkim przez przykłady, przez to, co widzą i słyszą wokół siebie. Jeśli chcemy je motywować, pokazujmy im, jak motywujemy samych siebie. Dzielmy zadania na części i układajmy według priorytetów. Relaksujmy się. Wynajdujmy przestrzeń, w której praca łączy się z zabawą. Nagradzajmy się. Miejmy odwagę powiedzieć głośno: „Strasznie mi się nie chce tego robić, ALE zrobię, bo…”.
I najważniejsze: chwalmy. Chwalmy i dziecko, i siebie, za każdą rzecz, którą zrobimy, choćby najdrobniejszą. Nie czekajmy z pochwałą do samego końca. Być może w czasie zmagania się z jakimś zadaniem właśnie to jedno pozytywne słowo sprawi, że dziecko poczuje się zmotywowane do ukończenia pracy. A wtedy – pochwalmy jeszcze raz. Pochwała od rodzica lub nauczyciela to ogromna motywacja!