12/06/2020

Powiedzmy sobie szczerze: tak, to nasze dziecko wybiera sobie studia, oczywiście. Ale to my jako rodzice ponosimy związane z tym zobowiązania – koszty stancji i innych spraw. Jeśli nawet przez trzy czy pięć lat możemy łożyć na te studia, to chcielibyśmy, by po ich ukończeniu dziecko (dla nas ciągle dziecko, bo nasze) było w stanie utrzymać się samo, zdobyło fajną pracę, którą polubi i która da mu sensowną pensję. Prawda? Prawda. I nie chcielibyśmy, żeby miało poczucie zmarnowania kilku lat na kierunek, który może i był interesujący, ale w żaden sposób nie chce się teraz przełożyć na sensowną pracę i płacę.

Maturzysta sam z siebie może o tych wszystkich kwestiach nie pomyśleć – w końcu, powiedzmy sobie szczerze, co on wie o życiu, takim poza licealnymi podręcznikami? No właśnie. Dlatego to my, rodzice, musimy mu pokazać konkretnie, wyraźnie, a nawet trochę „potrząsając”, pewne rzeczy.

  • Na przykład to, że bardziej się liczy praktyczny profil edukacji niż szumna nazwa jakiejś publicznej uczelni.
  • Na przykład to, że już w czasie studiów warto zdobyć trochę zawodowego doświadczenia, żeby w CV wpisać coś więcej niż tylko ładną nazwę specjalności i piątkę na dyplomie.
  • Na przykład to, że uczelnie niepubliczne też są uczelniami prestiżowymi, a dla wielu pracodawców, którzy z tymi uczelniami współpracują – są gwarancją porządnego, fachowego przygotowania potencjalnych pracowników.

Jasne, zainteresowania naszego maturzysty są ważne. Ale musimy mu pokazać, że różne kierunki związane z tymi zainteresowaniami mogą się przełożyć na wartościową zawodową przyszłość – lub okazać się tylko pustą wydmuszką.

Trzeba też zachęcić naszego maturzystę, by sprawdził liczbę kandydatów na jedno miejsce na danym kierunku (albo lepiej zróbmy to razem z nim, żeby mieć pewność, jak wygląda sytuacja). Po co? No cóż, jeśli kierunek jest bardzo mocno oblegany, to lepiej albo wybrać coś mniej „zapchanego”, albo zapasowo rozejrzeć się za „planem B”, który też byłby dla maturzysty interesujący, jeśli nie uda się dostać na pierwotnie wybrany kierunek.

A jeśli nasz maturzysta wybiera kierunek „modny”? Czeka nas kolejna rozmowa. Po pierwsze, jeśli ten kierunek jest modny w tym roku, niekoniecznie musi być modny za kilka lat, gdy już dziecko zdobędzie dyplom. Po drugie, kierunki modne są trochę jak modne miejscowości urlopowe: chcesz pojechać tam, gdzie wszyscy jeżdżą, bo to znane miejsca, a potem płaczesz, że urlop się nie udał, bo wszędzie ludzie, taki tłok i ścisk, że na plażę to się stało przez parę godzin w kolejce, zanim się w ogóle doszło do piasku. Urlop w mniej modnej miejscowości może będzie mniej „prestiżowy” na facebookowych zdjęciach, za to pozwoli naprawdę odpocząć. Kierunek mniej modny może nie wywoła u wszystkich znajomych zazdrosnego „łał!”, ale za to po jego ukończeniu nasz maturzysta nie znajdzie się w grupie tych, którymi rynek się przesycił, bo „panie, tłumy tu do nas przychodzą po tym modnym kierunku, po co nam kolejny tak samo wykształcony pracownik, już ich nie mamy gdzie upychać!”.

Wiem, będzie sporo roboty przy tych rozmowach. No trudno, okres maturalny oznacza wiele wyzwań.

Najgorsze, że po tych wszystkich naszych wyjaśnieniach maturzysta może nam zadać proste, a jakie trudne pytanie: „To co mam wybrać?”. Jeśli nie będziemy mieć konkretnych propozycji, cały wcześniejszy wysiłek pójdzie na marne. No to proszę – podpowiedź paru konkretów, żebyście nie zostali przez nastolatka zbyci machnięciem ręki „e tam, rodzice zawsze dużo gadają, a potem żadnych przykładów”.

  • Konkret pierwszy: zasugerujmy maturzyście mniejszą uczelnię, bo tam będzie mógł liczyć na podmiotowe traktowanie.
  • Konkret drugi: zaproponujmy mu uczelnię niepubliczną, o profilu praktycznym, na której będzie mógł uzyskać konkretne, praktyczne właśnie wykształcenie, o którym tak marzą pracodawcy – a przy okazji będzie mógł uzyskać trochę doświadczeń do swojego CV.
  • Konkret trzeci: zaproponujmy mu Collegium Balticum, bo tam dostanie cały ten pakiet: praktyczne kierunki studiów, które stawiają na przygotowanie do życia zawodowego i umożliwiają nawiązywanie kontaktów z potencjalnymi pracodawcami już w czasie studiów. Zaproponujmy mu Collegium Balticum, bo nasz maturzysta będzie miał tu zagwarantowane podmiotowe i pełne szacunku traktowanie (pamiętacie mityczne opowieści o strasznych paniach z dziekanatu i wykładowcach rzucających indeksami przy decydowaniu o ocenie? No właśnie – w Collegium Balticum nasz maturzysta nie doświadczy tych wątpliwych uroków). Zaproponujmy mu Collegium Balticum, bo to uczelnia, która się liczy w Szczecinie (i nie tylko!), która od dwudziestu lat funkcjonuje w mieście i przyciąga kandydatów z całego województwa (a nawet spoza niego).

Jeśli już wiemy, jaką uczelnię zaproponować, łatwiej nam pójdzie z kierunkiem. Poradźmy naszemu maturzyście, żeby skorzystał z darmowego programu do zaplanowania najlepszych studiów – taki program, z testem preferencji, przygotowało właśnie Collegium Balticum. Po co wybierać kierunek w ciemno, skoro można sprawdzić, co najlepiej odpowiada zainteresowaniom i możliwościom naszego dziecka?

A na koniec skorzystajmy z okazji – ponieważ Collegium Balticum obchodzi dwudziestolecie swojego istnienia, możemy uzyskać zniżkę. Wystarczy skontaktować się z działem Rekrutacji w Szczecinie (91 48 38 171) lub Stargardzie (91 577 83 60)  – i już mamy dla naszego maturzysty prezent w postaci 10% zniżki na cały tok trwania studiów! Za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze możemy zafundować dziecku jakiś dobry prezent. Nasz domowy maturzysta zasługuje na ten prezent – przecież przygotowywał się intensywnie do matury i rozsądnie wybrał uczelnię! Jest już praktycznie urządzony na całe życie. Praktycznie najlepiej.


O AUTORZE:

dr Barbara Popiel

Prorektor ds. jakości kształcenia
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum

Biografia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz również
Skip to content