10/04/2020

Jest pandemia i jest strach. Jest pandemia i jest niepewność. Jest pandemia i jest utrudnione normalne funkcjonowanie. W tym wszystkim jednak nie mogą umknąć pewne sprawy, bo jeśli teraz umkną, to po zakończeniu obecnego „zawieszenia życia” może się okazać, że trochę już za późno do nich wracać.

Część ludzi traci pracę lub stoi przed takim zagrożeniem. Zaczynamy przeliczać oszczędności, rezygnować z rzeczy zbędnych, zamrażać członkostwa w klubach, odsuwać na później wymarzone zakupy. Nic dziwnego – coś, co jest przemiłym dodatkiem, ale nie warunkuje naszego być albo nie być, może poczekać do normalniejszych czasów. Edukacja jednak nie jest tym, co może – co powinno – „sobie poczekać”. I nie mam w tej chwili na myśli edukacji dzieci i młodzieży, lecz tę edukację, o której i tak nadal za mało mówimy i często traktujemy po macoszemu. Mam na myśli edukację dorosłych

Studia, tak, studia przede wszystkim, a także studia podyplomowe online, kursy, szkolenia. Dzięki decyzji Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego studia mogą (wręcz powinny) być teraz prowadzone w formie online. Przypomnijmy, jest druga dekada XXI wieku, online robimy tyle rzeczy, że chyba na palcach jednej ręki da się wyliczyć to, co nie ma swojego e-odpowiednika. Studia prowadzone w formie e-learningu nie są zatem gorsze, mniej prawdziwe, „odbębnione”. Z punktu widzenia wykładowcy wymagają często jeszcze większego nakładu pracy, bo to, co mówione twarzą w twarz w grupie, tu musi zostać przełożone na narzędzia danej platformy. Co więcej, forma e-learningu może też okazać się bardziej fair wobec studentów. Ile razy było tak, że na zajęciach bezpośrednich angażowała się tylko część grupy, a niektórzy w niezbyt ładny sposób „podpinali się” pod wysiłek innych osób? Niestety, to się zdarza. Natomiast platforma e-learningowa jest bezlitosna: jeśli są trzy zadania do wykonania i dwudziestu uczestników, to jedna osoba nie zdoła „odhaczyć” swojej obecności na zajęciach dzięki temu, że pozostałe dziewiętnaście osób się zalogowało i wykonało polecenia.

Zostawmy jednak stronę techniczną, przejdźmy do tego, co obecnie porusza nas najintensywniej: inwestować w edukację w czasach pandemii czy nie? Wygodniejsze i pozornie sensowniejsze wydaje się zrezygnowanie z tej inwestycji – w końcu da się przeżyć pandemię bez dyplomu, zaliczonych egzaminów, wykonanych zadań. Prawda? Prawda. Pandemię da się bez tego przeżyć. Pytanie, co bez tego da się przeżyć po pandemii.

Kiedyś bowiem – oby jak najszybciej – wrócimy do świata, w którym chodzimy do pracy; do świata w jakiś sposób na pewno zmienionego, ale nadal potrzebującego fachowców, ludzi z uprawnieniami, osób wykształconych w danej dziedzinie. Co to oznacza? To oznacza, że odpuszczając sobie teraz edukację – możemy nieświadomie przygotowywać sobie bardzo niekomfortowy powrót do świata postpandemicznego. Koleżanka, która w czasie „zawieszenia normalności” siedzi przed komputerem i wykonywała zadania na platformie e-learningowej, może wkrótce być o ten jeden decydujący egzamin, certyfikat, dyplom dalej od nas. Kolega, który teraz wkuwa słówka, spotyka się przez Skype’a z lektorem i rozwiązuje przesłane ćwiczenia, może jutro być o jeden poziom zaawansowania w angielskim, niemieckim czy innym języku wyżej. Ta część naszej studenckiej grupy, która obecnie zalewa promotora kolejnymi kawałkami prac dyplomowych, bezlitośnie, z przekonaniem, że „skoro profesor siedzi w domu i ma nakazany przez władze e-learning, to niech nas czyta i poprawia!” – ta część grupy może się obronić w terminie, co oznacza dodatkowy dyplom, nowe uprawnienia, dowód dla (potencjalnego) pracodawcy, że jest się człowiekiem aktywnym i dbającym o własny rozwój zawodowy nawet w czasach kryzysu.

Szczerze mówiąc, chwilami mniej się martwię o czas pandemii, bardziej o czas po niej – a właściwie martwię się o część osób, która w ten czas wkroczy. W rzeczywistości „po zawieszonej rzeczywistości” nie wiemy, czego się spodziewać, również ze strony rynku pracy. W tej sytuacji rezygnacja z jakiegokolwiek rozwoju zawodowego, szczególnie zaś z tego, w który już się zainwestowało czas i pieniądze – nie wydaje się sensowne. Pod pewnym bardzo istotnym względem jest to wręcz strzał samobójczy.

Mamy narzędzia e-learningowe. Mamy wsparcie ze strony Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które reaguje bardzo wyraźnie na obecną sytuację – pozwala prowadzić wszystkie zajęcia online, zdaje sobie bowiem sprawę z tego, jak ważna i potrzebna jest edukacja, również – szczególnie! – w tak kryzysowym momencie. Nie rezygnujmy zatem z wykorzystania też możliwości i kontynuowania nauki. Z wielu rzeczy w obecnych czasach pandemii można zrezygnować – ale nie z siebie i własnej przyszłości.


O AUTORZE:

dr Barbara Popiel

Prorektor ds. jakości kształcenia
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum

Biografia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz również
Skip to content