Jesteśmy otoczeni: pięknem zewnętrznego świata, własnymi nadziejami i życzliwością innych. Dzięki temu możemy się rozwijać, a więc doskonalić dowolny rodzaj umiejętności, cieszyć się ze swoich osiągnięć i napawać dźwiękiem braw ze strony tych, którzy nasze wysiłki akceptują, cenią i lajkują. Rewelacja!
Tyko, moi drodzy, jest to absolutna nieprawda! Z pięknem coraz trudniej, brak do niego dostępu: wystawy, muzea, teatry, kina pozamykane. Za chwilę uznamy, że skoro tyle czasu żyliśmy z ograniczonym maksymalnie dostępem do kultury, to nie trzeba niczego zmieniać, bo daliśmy radę bez niej. Gorzej tylko z tymi, którzy ją dla nas tworzą. Ale z tego też jest wyjście. Jeśli ktoś z przedstawicieli sztuki nie wytrzyma napięcia wynikającego z przymusowego postojowego i będzie musiał skorzystać z porady specjalistów, to można załatwiać to hurtem: zbiorowa psychoterapia całego zespołu na scenie teatru macierzystego, z bezwzględną korzyścią dla wszystkich, bo bezpieczniej i taniej niż indywidualnie…
Żartuję! Oby do tego nie doszło. Natomiast z życzliwością innych bywa różnie. Czasem jej doświadczamy. Teraz obowiązuje tryb wspierania seniorów, żeby przetrwali, bo kto nam potem dzieci przypilnuje, gdy babć i dziadków zabraknie? Ale dbamy o nich i panika jest tu zbędna. Też damy radę. Najgorzej jest z naszymi nadziejami na lepsze jutro! Dlaczego? Bo jutra nie ma nigdy! Wiem, że się nie zgodzicie z moim stwierdzeniem, ale choć jest mi przykro z tego powodu, to nie mogę Was pocieszyć, zapewniając, że ono jest – bo go nie ma. I taka jest prawda o nim! Nie da się jej ukryć, tak samo jak nie da się ukryć Słońca i Księżyca. One z nami są i będą.
Zaoponujecie i stwierdzicie: „Jak to nie ma jutra? Właśnie na jutro mam zaplanowane wiele spraw do załatwienia i mam zamiar to urzeczywistnić, bo taki mam plan!”. Czy mogę się z tym nie zgodzić? Nie zgodzę się, bo masz plan na jutro i masz prawo nie tylko go mieć, lecz również go zrealizować. Tylko gd będziesz go realizował – to będzie „dziś”.
Bo „dziś” jest wszechobecne, zawsze towarzyszące, jak cień w blasku Słońca, nigdy nas nie porzuca i wciąż o sobie przypomina. Szczególnie wtedy, gdy mamy jakąś terminową pracę do wykonania i nasze dziś, niestety, przechodzi łagodnie bądź burzliwie w nasze wczoraj. Nie lubię tego stanu rejestrowania rzeczy niedokończonych z pozycji dziś, bo fakt ich terminowego niewykonania mnie przygnębia. To co z tym jutrem? Ono jest czy go nie ma? Faktycznie go nie ma, jest tylko w naszej wyobraźni. Słowa księdza Jana Twardowskiego: „spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” nabierają wymownego znaczenia. Może ludzie aż tak szybko nie odchodzą, tylko korzystanie z ich obecności w każdym dziś jest niewykorzystane.
Nasze życie to zbiór różnego rodzaju doznań, które budują konto naszej egzystencji. To konto składa się z różnych stwierdzeń, etykiet, wypowiedzi, ocen i sądów – nas samych o nas i innych na nasz temat. Osobiście spotkałam wielu wspaniałych, niebanalnych i oryginalnych ludzi, ale również i takich, których charakteryzowało nachalne prostactwo intelektualne z jednej strony, a z drugiej konieczność zaprojektowania i doprowadzenia do czyjejś klęski. Czyli do takiego stanu, w którym może zostać nie tylko zanegowana, lecz wręcz zmiażdżona czyjaś odmienna koncepcja świata. To pewnie są źli ludzie!
Nie, dlaczego mają być źli? Gdybyśmy tak sądzili, to byłoby to ogromne uproszczenie. Oni nie są źli, oni są tylko specyficznie nieszczęśliwi. Ich nie interesuje, wbrew pozorom, doprowadzenie do czyjejś zagłady i odtrąbienia zwycięstwa nad nim. Ich podnieca zupełnie coś innego, czego nawet nie podejrzewacie: fascynują ich wszystkie działania, które do tej klęski mają doprowadzić, z pozycji dziś, czyli tu i teraz. Prośby, ucieczki, płaszczenie się, zabieganie o uwagę i zmianę wyroku, to wszystko prowokuje u nich coś w rodzaju „orgazmu”, będącego efektem doprowadzenia do czyjejś katastrofy i zmuszenia kogoś do wycofania, ucieczki i głównie zaniechania walki o własną wizję świata.
Czy z tym można albo należy walczyć? I tak, i nie! A kiedy tak? A kiedy nie? Tylko wtedy należy się temu przeciwstawić, gdy nasz protest nie koliduje z tym, co robimy, i nie przestajemy nadal tworzyć w naszym każdym dziś, które z minuty na minutę przekształca się w „umowne jutro”. Jeżeli jednak w tym codziennym działaniu skupiamy wszystkie nasze wysiłki tylko na tej walce, nie należy jej kontynuować. Zaniechanie batalii to nie ucieczka, to nie wycofanie – to świadoma rezygnacja ze zbędnej szamotaniny, szarpaniny i bijatyki. Sadzicie, że to porażka, że to uległość, że to wymuszona ucieczka? Przegrana? Nic podobnego! To prawidłowa decyzja i słuszna reakcja. Podejmując ją uwalniacie się od ciągłego obwiniania innych za brak efektów we własnym życiu. To uwolnienie się ze stanu oblężenia, które ktoś nam zafundował. Inne widzenie świata pociąga za sobą różnego rodzaju trudności i nie da się ich uniknąć. Historia zna wiele takich przykładów. Wyliczyć? Dobrze, to podam tylko te najbardziej ulubione, na przestrzeni wieków. Twórcy ci, wspaniali, niepowtarzalni, nie ulegną nigdy przeterminowaniu, a ich życie nie należało do łatwych. Oto moja top lista: Mikołaj Kopernik, Marii Curie-Skłodowska, Fryderyk Chopin i Marilyn Monroe.
Inny sposób myślenia dziwi, ale i fascynuje. Problem tkwi w tym, że to, co nie zrozumiałe, często budzi lęk. Warto więc ujarzmiać ten lęk drobnymi krokami, wychodząc z założenia, że zanim coś stanie się jutrem, musi mieć swoje preludium już dziś. To ono stanowi główne menu życia. Więc nie ignorujmy naszego dziś i celebrujmy każdą jego minutę – szczególnie wtedy, gdy komuś to przeszkadza.
Ps. Wiosnę czas zacząć! Więc proponuję zmianę kolorów. W tym sezonie róże ostre i pudrowane, ale nie zabraknie również nieprzemijającej czerni.
O AUTORZE:
Prof. Sławomira Gruszewska
Wykładowca
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum
Biografia