O czym myślicie, gdy myślicie o epoce „przed pismem”? Czy w ogóle umiecie ją sobie wyobrazić? Ja nie za bardzo; moja wyobraźnia przystaje na granicy dzielącej kultury piśmienne od kultur wczesnopiśmiennych, przekracza ją powoli, niepewnie, przechodzi ostrożnie i z lekkim niedowierzaniem przez obszar oznaczony przez historyków, kulturoznawców i antropologów znakiem drogowym „WCZESNOPIŚMMENNE”, dociera do kolejnej granicy… i staje. Staje i nie może się ruszyć. W oddali widać oznaczenia „TU NIE ZNALI PISMA”, a moja wyobraźnia nie ma ani siły, ani odwagi, by tam wyruszyć.
Kultura bez pisma. Kultura czysto oralna. Kultura, której nie umiem objąć umysłem, tak samo jak nie umiem objąć nim stanu przed Wielkim Wybuchem.
Jestem produktem mojej kultury, która – nawet jeśli mniej czy bardziej złośliwie nazywana „wtórnie obrazkową”, jest tak naprawdę kulturą wszechpiśmienną, kulturą wszechpisma. Do tego jestem wzrokowcem – i teraz się zastanawiam, na ile dominacja zmysłu wzroku wynika u mnie z czysto indywidualnych preferencji, a na ile ze swoistego treningu, który przeszłam pod okiem piśmienności. Pismo widziane, czytane, myślane, wyobrażane – to są granice mnie samej.
Kultura przedpiśmienna jednak fascynuje. Trudna to fascynacja i dość niewdzięczna, bo w przeciwieństwie do kultur piśmiennych ta pierwsza zostawiła po sobie niewiele śladów. Poza tym nie tylko ja staję przed granicą „piśmienne / przedpiśmienne” z niepewnością i wręcz nieśmiałością; coraz więcej badaczy uzmysławia sobie, że mimo najlepszych starań my – ludzie epoki pisma – nie będziemy w stanie w pełni pojąć społeczności żyjących całkowicie bez pisma. Ale próby trwają.
Jedną z takich prób zbadania, pokazania i zrozumienia (przy uwzględnieniu wszystkich naszych ograniczeń) jest książka „Mit, rytuał i oralność” Jacka Goody’ego, wydana przez fenomenalne wydawnictwo Communicare. Nie jest to zresztą jedyna publikacja poświęcona tej tematyce – polecam „Oralność i piśmienność” Waltera J. Onga, dzięki której już nigdy nie spojrzycie na „Iliadę” i „Odyseję” w dotychczasowy sposób. Właściwie Ong powinien być pierwszym krokiem w poznawaniu zagadnienia piśmienności i oralności, relacji między kulturami oralnymi, wczesnopiśmiennymi i piśmiennymi; nie tylko dlatego, że świetnie tłumaczy podstawowe pojęcia i wprowadza w całą tematykę, lecz również dlatego, że skupia się na tekstach, które znamy, czyli na greckich eposach. Zdecydowanie łatwiej przyjrzeć się pewnym zjawiskom przy pomocy Homera – na pewno dla nas, Europejczyków, jest to bardziej przystępny materiał niż epos afrykański, z którym pracuje Goody.
Załóżmy jednak, że nie mamy Onga, mamy tylko Goody’ego, tylko „Mit, rytuał i oralność”. A zatem? Na początku trzeba się uzbroić w cierpliwość – albo przeskoczyć pierwszy rozdział, bo dla osób niewtajemniczonych będzie on zdecydowanie mało wciągający z uwagi na to, że autor zajmuje się problemem różnic w definiowaniu religii i rytuału u różnych badaczy. Od drugiego rozdziału dostajemy jednak to, czego szukamy.
Jack Goody, ceniony brytyjski antropolog, przez lata badał lud LoDagaa z północnej Ghany: słuchał, notował, a następnie nagrywał wykonania ich eposu „Bagre”, stanowiącego połączenie tekstu świętego z mitem, legendą i historią. „Bagre”, wykonywane podczas rytuału inicjacyjnego, staje się punktem wyjścia do analizy relacji między tym, co Goody określa mianem „literatury” (cudzysłów samego badacza) oralnej i tym, co współcześnie rozumiemy jako literaturę (z uwzględnieniem epok, w których pismo dopiero zyskiwało znaczenie), a szerzej – między kulturą oralną i piśmienną. W kontekście „literatury” i literatury Goody przygląda się też innym tekstom kultury, takim jak baśnie i bajki (podważa tu dotychczasowe przekonanie, że w kulturach oralnych wszyscy, łącznie z dorosłymi, słuchali baśni) czy wyliczanki (które istnieją wśród dzieci od niepamiętnych czasów). Przede wszystkim jednak rozbija konstrukt myślowy charakterystyczny dla współczesnego badacza: założenie, że utwory „literatury” oralnej były wykonywane zawsze tak samo, że recytator, pieśniarz, aojda za każdym razem wypowiadał dany tekst w ten sam sposób. Goody w czasie obserwowania ludu LoDagaa zarejestrował na magnetofonie to samo zjawisko, o którym pisze Ong w kontekście pieśniarzy bałkańskich: każde odtworzenie jest odtworzeniem wyjątkowym, niepowtarzalnym, niezależnym od poprzednich, zależnym natomiast – od kontekstu sytuacyjnego. „Bagre” na nagraniach bywa to dłuższe, to krótsze; w jednym pojawia się legenda mówiąca o przybyciu ludu na obecne ziemie, w kolejnym ten element jest nieobecny; raz część o charakterze filozoficznym jest rozbudowana i bogata, innym razem – krótka i ograniczona do najważniejszych elementów. Co istotne, ani wykonawca, ani słuchacze nie mają odczucia, że dane „Bagre” różni się od tego usłyszanego poprzednio. Nie mają uczucia – a może raczej nie mają potrzeby, by zwracać na tę odmienność uwagę? Nie wierność wykonania jest bowiem ważna – paradoksalnie, jak zwraca uwagę Goody, wierność jest wręcz niepożądana; ważne jest osadzenie w kontekście wykonania, odniesienie się do sytuacji obecnej, do osób uczestniczących w rytuale. Okazuje się, że to, co tak wysoko ceni kultura pisma – wierność wersji zapisanej, znajomość danego tekstu na pamięć, słowo w słowo – w kulturze oralnej nie jest ani pożądane, ani potrzebne.
Na marginesie tych rozważań Goody odnosi się do zagadnienia fikcji i prawdy, które zresztą łączą się z tematyką baśni. Dlaczego dorośli nie słuchali baśni w kulturze oralnej? Bo baśnie, nieważne, czy w kulturze oralnej, czy piśmiennej, były – dla dzieci. To po pierwsze. Po drugie – bo baśnie były z założenia fikcją. Dorosły świat kultury oralnej nie ceni fikcji, nie o fikcji chce słuchać; chce słuchać o tym, co (z jego punktu widzenia) wygląda na prawdę, fakt, rzeczywistość.
Goody, zagłębiając się w relację fikcji i prawdy w literaturze, pokazuje wyraźnie, że zachwyt fikcją, zachwyt pisemnymi opowieściami o tym, co nierzeczywiste, wiąże się wyraźnie z rozwojem samego pisma. „To z kulturami piśmiennymi wiąże się rozwój obszernych opowieści mających strukturę linearną”, stwierdza badacz i tym samym zwraca naszą uwagę na istotną kwestię narracji i porządku prowadzenia historii. Idąc dalej tym tropem, można pokusić się o (bardzo roboczy) wniosek, że dopiero możliwość zapisania tego, co prawdziwe, zwolniła umysł człowieka z obowiązku pamiętania rzeczywistych rzeczy na tyle, by zrobiło się miejsce na myślenie o tym, co nierzeczywiste (niekoniecznie fantastyczne – po prostu fikcyjne).
Cała kultura, którą znamy, wraz z jej podstawami, opiera się na piśmie. Wyobrażenie sobie tego, co stanowi podstawy dla naszych podstaw – wyobrażenie sobie kultury przedpiśmiennej, oralnej – jest zadaniem tak trudnym, że na dobrą sprawę nawet nie uświadamiamy sobie jego trudności. Wbrew pozorom nie możemy się opierać na doświadczeniach z dzieciństwa, bo nawet jako dzieci funkcjonowaliśmy w kulturze pisma (wszechpisma); po prostu jeszcze nie zdobyliśmy narzędzi umożliwiających pełnoprawny w niej udział (podobnie rzecz się ma z analfabetami, zresztą samo to określenie wyraźnie ustawia ich w opozycji reszty społeczeństwa: „nieznający liter”, więc pisma). Kultura oralna, niepiśmienna, jest dla nas, wszechpiśmiennych, kulturą nie do pojęcia. Możemy się do niej zbliżyć, ale nie możemy jej poczuć.
Goody uczy pewnej pokory w myśleniu o relacji piśmienność – niepiśmienność, przede wszystkim zaś udowadnia, jak bardzo tkwimy w „piśmiennych stereotypach”, które każą nam analizować zjawisko oralności za pomocą narzędzi piśmienności. Obserwowanie wykonywania „Bagre” przez LoDagaa zmusza też do porzucenia protekcjonalności i poczucia wyższości, tak typowych dla przedstawicieli kultur piśmiennych wobec kultur niepiśmiennych. Pomijając już wszystkie inne względy, należy pamiętać, że same fundamenty tego, co określamy współczesną cywilizacją, także tkwią w kulturach oralnych – kulturach, których nie mamy już szansy spotkać.
Jack Goody, „Mit, rytuał i oralność”, przeł. O. Kaczmarek, Warszawa 2012.
O AUTORZE:
dr Barbara Popiel
Prorektor ds. jakości kształcenia
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum
Biografia