05/06/2020

Ścisła kwarantanna chyba już za nami, chociaż czy aby na pewno? Tego nie wie nikt. Ale załóżmy, że konieczność przestrzegania izolacji stopniowo zanika. To dobra, nawet bardzo dobra wiadomość. W życiu większości z nas zaszły zmiany. W moim również! Ale o tym za chwilę.

Zasiadam, jak zwykle, przed ekranem komputera i czytam Państwa prace. Dobrze mi idzie, bo piszecie z sensem. Od czasu do czasu przerzucam się z otwierania załączników z pracami na wiadomości z poczty. A tam: prośby, pytania, różne żale i lamenty. Staram się je czytać w kolejności otwierania i odpowiadać, co nie zawsze mi wychodzi, bo  jest ich sporo! Gdyby je posegregować w konkretne zbiory, to powstałyby trzy, w obrębie następujących haseł:
1. tożsamość egzystencjalna a sens życia;
2. stany lękowe i depresyjne a kretyńskie egzaltacje;
3. emocje: co lepsze– przeżycie czy jego wspomnienie?

Zasadniczo z takimi tematami się spotykam. W pierwszym obszarze znajdują się najczęściej pytania dotyczące strategii wyborów: czym się kierować, na co zwracać uwagę, czego nie przeoczyć w podejmowaniu decyzji? Gdybym odpowiedziała, że nie wiem, bo każdy przypadek, każda sytuacja jest inna i nie da się jej podciągnąć pod wspólny mianownik, to z jednej strony powiedziałabym prawdę, ale z drugiej – naraziłabym na krytykę swój profesjonalizm. Tak więc, niezależnie od zbioru różnych danych, staram się dokonać  analizy opisywanych przypadków i na jej podstawie opracować odpowiedź, która musi być konkretna, zrozumiała i nieprzygnębiająca.

Odpowiadam:

Tożsamość egzystencjalna ma swoją dynamikę i wciąż wymaga od nas pewnego rodzaju przystosowywania się do tych zmian, bez względu na to, czy są one zgodne z naszymi oczekiwaniami, czy nie. Jest jednak pewne „ale”: przystosowanie się nie jest równoznaczne z podporządkowaniem się.

Przystosowanie się to świadoma, akceptowalna i korzystna transformacja, która nas z niczego nie wycofuje ani do niczego nie zmusza, lecz redukuje potrzebę sprzeciwu. Każdy ma swoje imperium, które powinien umieć chronić. Oczywiście, możemy się w nim okopać, z najwyższej wieży obserwować okolicę i wciąż zachowywać się tak, jakbyśmy czekali na inwazję wroga lub kosmitów. Jeśli nikogo do swojego imperium nie wpuścisz, to praktycznie nikt Ci nie zaszkodzi. Powinieneś wpuszczać tylko tych, których poddasz konkretnej i koniecznej selekcji. Jak masz to zrobić? Nic prostszego! Sprawdź wszystkich, którzy twoją posiadłość chcą zwiedzić. Zadaj pytanie i poczekaj na odpowiedź. Oto pytanie: „Czy to, co ktoś robi i co Ci proponuje, coś naprawia?”. Jeśli otrzymasz odpowiedź twierdzącą, uchylasz podwoje swojego imperium, cieszysz się nowymi możliwościami i zyskujesz nowych przyjaciół. A jeśli odpowiedź jest przecząca, to zachowujesz spokój, niczego nie komentujesz i skreślasz kandydata z listy tych, którzy mogą dostąpić zaszczytu zwiedzania Twoich „prywatnych apartamentów”. I zapamiętaj: nie ryzykuj życia, zadowalając innych!

Możemy uznać, że mamy z głowy pierwszy obszar i przechodzimy do drugiego. Niepokoje, lęki, chwiejność emocjonalna – to naturalne komponenty naszego życia. Wiele razy zastanawiałam się: dlaczego tak często nas dopadają, trzymają jak w imadle albo kleszczach? Aby się z nich wyzwolić, czasem trzeba odciąć kończynę, poświęcić ją, żeby uratować resztę. Ale „amputacja” to już ostateczność! Doszłam do wniosku, że przyczyną tego zjawiska jest zderzenie (nazwijmy to roboczo) „dwóch prądów atmosferycznych”,  które najczęściej wywołują trąbę powietrzną.

Gdy w naszym zachowaniu spotkają się z taką samą siłą zadziwiająca elokwencja i dziecinne rozczarowanie – mamy problem! I to nie byle jaki, a konkretny, poważny, z własną dynamiką, z własną energią, która upośledza życie, bo ogranicza w znacznym stopniu powód do radości. On w nas jest, ale jakby trochę przypudrowany: niewidoczny, nieczytelny. Możemy się z tej matni wydostać, tylko znowu jest jedno „ale”: musimy się uzbroić w cierpliwość oczekiwania na rezultaty. Bagatela! To nie takie proste i wymaga wysiłku! Najczęściej nasze smutki i wahania nastroju biorą się z poczucia niespełnienia. Więc trzeba stawić czoło tym zawiedzionym oczekiwaniom. Jak to zrobić? Świadomie, radykalnie i bez zbędnego rozważania, czy nastąpi poprawa, czy nie.

Wystarczy zadać sobie pytanie: „Za jakim sobą tęsknisz?”. Aby uzyskać odpowiedź, trzeba w sobie „poszperać” i znaleźć to, co w nas najbardziej wartościowe. Jeśli to sobie przypomnimy, wydobędziemy z siebie na nowo i zaczniemy pielęgnować, wówczas ograniczymy w znacznym stopniu dostęp temu, co smutne, przygnębiające i trudne. Na dodatek w większości te złe elementy pochodzą z przeszłości. Więc zapamiętaj: Powrót do historycznej autobiografii to fundowanie sobie prezentu, paskudnego do bólu! Więc po co ci kretyńskie egzaltacje? Przecież aż tak się nie nudzisz!

No i doszliśmy do trzeciego tematycznego zbioru, związanego z emocjami, przeżyciami, doznaniami i całą resztą. Właściwie można by go podpiąć pod dwa poprzednie, ale skoro wydzieliłam, to omówię oddzielnie. Emocje są prologiem wszystkiego; najważniejsze, żeby dobrze rokowały i nie przeszkadzały nam żyć. Czym się charakteryzuje przeżycie, a czym wspomnienie? Mają cechę wspólną: emocje. Tylko kondensacja tych  emocji jest w nich inna. Przeżycia dotyczą sytuacji „tu i teraz”, natomiast wspomnienia odnoszą się do sytuacji sprzed „teraz”. Na przykład jeśli coś czytamy i nie wiemy, co czytamy ani nie wiemy, co mamy myśleć o tym, co  już przeczytaliśmy, to powinniśmy przerwać, odpocząć i zdecydowanie zająć się czymś innym, bo zrobi się bałagan informacyjny. Niczego nie zapamiętamy, tylko się wściekniemy, że straciliśmy czas na przyswajanie jakichś treści , które są nieprzyswajalne, albo że zawiesił nam się iloraz inteligencji. Na przeżycia „tu i teraz” nie mamy zbytniego wpływu, bo jesteśmy w momencie ich trwania. Natomiast wspomnienia są prowokowane – i nad nimi powinniśmy umieć zapanować: odtwarzać te przyjemne i blokować te przykre. A jak to zrobić?

Wystarczy zadać pytanie: „Co prowokuje te wspomnienia? Jakie myśli, jakie sytuacje?”. Należy nauczyć się nawiązywania relacji z samym sobą, wypracować w swoim zachowaniu umiejętność postrzegania powtarzających się myśli i powtarzających  się  słów. Najważniejsze jest  tematyczne wyselekcjonowanie wspomnień. Czego dotyczą, kiedy i w jakich okolicznościach wracają, co je tak przyciąga, że się powtarzają? Jeśli już to odkryjemy, wystarczy niewiele, aby je zablokować. A jak to konkretnie zrobić? Musimy rozpoznawać wywołujące je czynniki i unikać takich sytuacji, które sprzyjają ich nawrotom. Zapamiętaj: Nie wychodź naprzeciw wspomnieniom, które cię smucą i drażnią, zignoruj je, dostojnie milcząc!

Obiecałam Wam jeszcze, że opowiem, jakich zmian w moim życiu dokonała kwarantanna. Po pierwsze, nareszcie się wyspałam, a po drugie – uratowałam życie Felusia. A było to tak: sąsiadka powiadomiła mnie, że jest w posiadaniu kotka, rocznego Felusia, którego już nie chcą tam, gdzie był do tej pory, więc grozi mu bezdomność. Ona sama ma trzy koty i nie może przygarnąć czwartego. Kota nie planowałam, ale bez sprzeciwu zaadoptowałam. Feluś cztery doby się ukrywał, nie jadł, nie pił, nie wychodził, ale potem wreszcie zaczął. Był nieufny, przerażony i smutny – jednak powoli zaskarbiłam sobie jego zaufanie. Oswajał się, przyzwyczajał i uczył mnie swojego świata. Nauka był konkretna i wyczuwalna: szybko zerwał karnisz i zbił dwie doniczki. Ale był coraz bardziej przyjacielski i nie przestawał mnie obserwować. Najczęściej rezydował na schodach, żeby cały dół mieć pod kontrolą. Robiłam mu zdjęcia i chwaliłam się jego niebywałą urodą wszem i wobec, chyba z próżności. Moja córka ma już prawie sześcioletniego kota Fuksa, o identycznym umaszczeniu jak Feluś. Zadzwoniła, lecz nie z gratulacjami, tylko z oznajmieniem, że Fuks odczuwa samotność i w związku z tym ona przyjeżdża po Felusia, bo ja i tak jestem zbyt zajęta, aby sprawować nad nim właściwą opiekę. Próbowałam oponować, że Feluś przeżył ze mną już trzy tygodnie kwarantanny. Nic nie pomogło! Córcia, jak obiecała (chociaż miałam nadzieję, że się rozmyśli), wsiadła w samochód i przyjechała. Spędziłyśmy dwa cudowne dni, jak widać na zdjęciach. Z bólem serca, na pograniczu rozstroju nerwowego, oddałam Felusia. Podróż ze Szczecina do Warszawy zniósł dzielnie. Poznał starszego kumpla Fuksa, który był kompletnie zszokowany, gdy się spotkali. Kilka pierwszych dni było trudnych, ale kociaki nawiązały rewelacyjny kontakt. Bardzo lubią nocą wysiadywać na balkonie i obserwować, co dzieje się na ulicy. Oto mój epizod z Felusiem i kwarantanną. To tyle co nic, ale ja z tego naszego epizodu jestem wyjątkowo dumna.


O AUTORZE:

Prof. Sławomira Gruszewska

Wykładowca
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum

Biografia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz również